Od czasu, gdy w Polsce powstawały pierwsze rodzinne, często małe biznesy, minęło 25–30 lat. W tym okresie wiele z nich zdążyło osiągnąć pozycję ogólnopolskich, a nawet globalnych graczy. Dziś stopniowo stery przejmują w nich kolejne pokolenia, a w niektórych – zewnętrzni menedżerowie. Proces sukcesji jest jednym z wyzwań, które stoją przed tym sektorem przedsiębiorstw. Obecność firmy na GPW sprawia, że ten proces może zostać przeprowadzony w sposób bezkonfliktowy. Dla inwestorów z kolei wartością firm rodzinnych jest mniejsza zmienność ich kursów i planowanie rozwoju z myślą o pokoleniach i latach.
Z III edycji badania Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie i firmy Grant Thornton „Firmy rodzinne na GPW” wynika, że spółki z rodowodem rodzinnym, czyli takie, w których założyciele lub ich następcy mają przynajmniej 25 proc. udziałów, stanowią 40 proc. spośród 415 podmiotów notowanych na GPW.
– To ponad 160 spółek, które mają rodowód rodzinny, a wciąż rodzina, czasami założyciele, czasami ich następcy, mają przynajmniej 25 proc. udziałów. To jest historia polskiego kapitalizmu. Zaczynało się zwykle od bardzo małego biznesu, który udawało się w pocie czoła budować, wyskalować do takich rozmiarów, żeby wejść na giełdę, doprosić inwestorów finansowych. Wart podkreślenia jest fakt, że w tych firmach dalej jest chęć i zapał w rodzinie, żeby rozwijać dane przedsiębiorstwo – mówi agencji Newseria Biznes dr Marek Dietl, prezes zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.
Z analizy poziomu rentowności aktywów oraz kapitałów własnych wynika, że spółki rodzinne generują wprawdzie niższe poziomy rentowności z działalności operacyjnej, są jednak zarządzane w bardziej bezpieczny sposób, co doceniają inwestorzy, którzy podobnie wyceniają spółki rodzinne i nierodzinne. Giełda publikuje grupujący 20 największych spółek rodzinnych indeks GT20 Rodzinny, który pokazuje mniejszą zmienność niż WIG20 i lepsze wyniki w okresie zawirowań na rynku. Stopa zwrotu na GT20 Rodzinne w okresie sierpień 2018 roku – lipiec 2023 roku wyniosła ok. 30,7 proc., natomiast spółki z WIG20 straciły w tym samym okresie ok. 6,2 proc. Z kolei w okresie ostatnich 12 miesięcy, tj. sierpień 2022 roku – lipiec 2023 roku, spółki z GT20 Rodzinne zyskały około 14 proc., a WIG20 – ponad 43 proc.
– Jeśli patrzymy w perspektywie pięcioletniej lub dłuższej, to widzimy, że spółki rodzinne osiągają znacząco lepsze wyniki, co nie zmienia faktu, że przejściowo ich kursy mogą się zachowywać słabiej niż tych największych, najbardziej płynnych polskich spółek. Wynika to z nastawienia rodziny – dla niej nie jest ważny cokwartalny wynik finansowy, istotne jest to, żeby budować wartość przedsiębiorstwa z myślą o pokoleniach, a nie o kwartałach – podkreśla dr Marek Dietl. − Z perspektywy inwestora najważniejsze są dwa parametry, czyli zwrot z akcji i zmienność. Kurs spółek rodzinnych jest dużo mniej zmienny, a w długim horyzoncie oferują bardzo atrakcyjne zwroty, więc dla długoterminowego inwestora jest to inwestycyjna „ziemia obiecana”.
Jak wskazują eksperci Grant Thornton, firmy rodzinne w wielu aspektach postrzegane są jako podmioty z mocnymi fundamentami oraz tradycjami, co nie oznacza, że bronią się przed innowacjami. Nierzadko w tym zakresie zajmują nawet pozycję lidera w swojej branży.
– Na spółki rodzinne w Polsce patrzę całościowo i widzę olbrzymi skok ich innowacyjności – podkreśla prezes GPW. – Ostatnie badania European Innovations Corp. pokazują, że nawet w skali gospodarki widać, że aktywność innowacyjna firm w Polsce się bardzo zwiększyła. Z kraju, który jeszcze 10 lat temu był na samym dole tabeli i konkurował o przedostatnie czy przedprzedostatnie miejsce w Unii Europejskiej, dzisiaj jesteśmy już coraz bliżej średniej unijnej. Nie tylko więc mamy anegdotyczne doświadczenie, że jest jedna firma rodzinna, która jest superinnowacyjna i podbija świat, ale widzimy, że w skali gospodarki ta innowacyjność się bardzo poprawiła. Stąd jestem przekonany, że mamy bardzo dużo kandydatów do debiutów giełdowych. Widzimy, jakim autorytetem cieszą się ci, którzy już przeszli tę drogę, są spółkami publicznymi i mogą być latarnią morską w nawigowaniu biznesem w swoich regionach i społecznościach. Liczymy, że dzięki temu pojawi się coraz więcej spółek rodzinnych na naszym parkiecie.
W 88 proc. firm rodzinnych członkowie rodziny zasiadają w zarządzie lub radzie nadzorczej spółki. Tylko w 12 proc. podmiotów funkcje operacyjne i kontrolne powierzono w całości osobom spoza rodziny, ale ten odsetek w porównaniu do poprzedniego badania wzrósł dwukrotnie (o 6 pkt proc.).
– Spółki wciąż jeszcze są na etapie profesjonalizacji swojego zarządzania, czyli ci, którzy stworzyli tę spółkę, widząc swoje mocne strony, ale też ograniczenia, dążą do tego, żeby wprowadzać zewnętrznych menedżerów. Ale ten proces jest bardzo powolny i przebiega przez wiele perturbacji. Nie wszyscy, którzy przychodzą do rodzinnego przedsiębiorstwa, potrafią się odnaleźć, nie będąc członkami rodziny. Jest zasada trzech podejść, czyli zwykle dopiero trzeci menedżer zatrudniony na danym stanowisku i odpowiada rodzinie, i rzeczywiście wkłada dużą wartość do biznesu – mówi dr Marek Dietl.
W większości przypadków członkami organów zarządczych są nestorzy, którzy w 90 proc. spółek wciąż są obecni w zarządach, w 86 proc. – w radach nadzorczych. Sukcesorów jest w nich odpowiednio 29 proc. i 35 proc. Pokazuje to, że proces sukcesji zarządzania jest w spółkach rodzinnych na początkowym etapie. To jednak będzie się stopniowo zmieniać – sukcesorzy będą przejmować zarządzanie firmami lub przekazywać stery rodzinnych biznesów w ręce wykwalifikowanych zewnętrznych specjalistów. Widoczny jest już bardzo wyraźny trend przygotowywania spółek do sukcesji poprzez wykorzystanie nowej instytucji prawnej, jaką jest fundacja rodzinna. W stosunkowo krótkim czasie czterech miesięcy, pomiędzy wejściem w życie przepisów a sporządzeniem raportu, 5 proc. właścicieli firm rodzinnych notowanych na GPW zdecydowało się na utworzenie fundacji rodzinnej i przeniesienie do niej akcji.
Prezes GPW zwraca uwagę na fakt, że w procesie sukcesyjnym giełda amortyzuje ewentualne konflikty, bo ci, którzy chcą być sukcesorami, mogą zostać w spółce, natomiast osoby, które nie chcą być sukcesorami, mogą po cenie rynkowej sprzedać swoje akcje.
– Inwestorzy bardzo dokładnie przyglądają się temu, kto rządzi spółką. Są z natury pasywnymi inwestorami, jeśli widzą coś niepokojącego w spółce, po prostu sprzedają jej akcje i lokują swoje pieniądze gdzie indziej – wskazuje dr Marek Dietl. – Inwestorzy chcą poznać tych, którzy mają przejąć schedę, chcą poznać też kompozycję: kto będzie w radzie nadzorczej, kto w zarządzie, kto będzie z rodziny, kto spoza niej. Z jednej strony ciągłość jest bardzo ważna, czyli inwestorzy oczekują, że rodzina będzie zaangażowana, że nie będzie wyprzedawać akcji. Z drugiej strony chcieliby widzieć profesjonalne osoby, menedżerów, zwłaszcza od finansów. Te dwie zderzające się fale trzeba połączyć, konstruując radę nadzorczą i zarząd. Zarządzanie tym zespołem jest jednym z największych wyzwań dla firm rodzinnych notowanych na giełdzie.